9

Przez większość osób kojarzona jest z kwitnących na wiosnę krokusów. Z roku na roku przyciąga coraz większą liczbę turystów.  O tym jak spędzić weekend w Tatrach i nie zbankrutować, kiedy najbardziej smakuje grzane wino i co zobaczyć w okolicy prócz górskich szlaków w poniższym tekście.

Tatrzański Park Narodowy

Położony jest w woj. Małopolskim. Zalicza się do jednego z największych parków w Polsce. Charakteryzuje się unikalnym krajobrazem wysokogórskim. Jego powierzchnia wynosi 21 197 ha. Większą część terenu zajmują lasy oraz zarośla kosodrzewiny, mniejszą murawy wysokogórskie skały oraz wody. Pod ścisłą ochroną znajduje się 11 500 ha jego powierzchni. Jest to wyjątkowy obszar mający znaczenie dla ochrony bioróżnorodności. Rocznie odwiedza go ponad 2,5 mln osób. Każda pora roku jest dobra, aby zwiedzić jeden z 275 km znakowanych szlaków znajdujących się na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Odwiedzając TPN pamiętać musimy o obowiązujących w nim zasadach. Przede wszystkim nie można: zbaczać ze szlaków, śmiecić, hałasować, płoszyć i karmić zwierząt, zrywać roślin, niszczyć znaków, rozstawiać namiotów, chodzić z psami (wyjątkiem jest Dolina Chochołowska do schroniska) chyba, że są to psy asystujące, palić ognisk oraz tytoniu.

Do centralnego punktu

Początkiem Doliny Chochołowskiej jest Siwa Polana. Można się do niej dostać samochodem, bądź autobusem spod dworca w Zakopanem. My za parking zapłaciliśmy po 7 zł za dobę, za samochód osobowy. Miłośnicy rowerów płacą dodatkowo 5 zł za wjazd na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego. Za wstęp do TPN również należy zapłacić. Opłata za osobę dorosłą to 5 zł. Jeśli jednego dnia wybieracie się w różne rejony parku, zachowajcie bilet. Jest on ważny na całym jego terenie.

40

Do Doliny Chochołowskiej prowadzi zielony szlak wzdłuż Potoku Chochołowskiego. Jest to prosta, częściowo asfaltowa droga. My zaczynamy około 18:00, gdy jest już ciemno a z nieba zaczyna sypać śnieg. Obładowani ciężkimi plecakami, wgniatającymi w ziemię, z zapasem jedzenia na kilka dni. Czołówki oświetlają nam to co przed nami. To co obok pozostaje w ciemności. Dopiero w drodze powrotnej mogę zobaczyć co mnie wcześniej ominęło. Mniej więcej w połowie drogi na Polanę Chochołowską mija się Polanę Huciska. Jej nazwa pochodzi od znajdującej się tam kiedyś kopalni i huty rud żelaza. Podobno w tym miejscu kończy się droga asfaltowa. Podobno, bo w zimie wszystko pokrywa śnieg i znajdujący się pod nim lód. Idąc dalej zobaczyć można różne formacje skalne, po prawej stronie mija się dawne schronisko Blaszyńskich, dziś leśniczówka TPN. Gdybym widziała je w nocy, chętnie sprawdziłabym jak wygląda od środka, a moja karimata sprawdziłaby twardość podłogi.
Idąc dalej mijamy rozwidlenie szlaków. Żółty na Iwanicką Przełęcz, czarny do Doliny Starorobociańskiej. Należy trzymać się zielonego szlaku. Dalej robi się trochę bardziej pod górkę. Po drodze znajduje się Polana Trzydniówka, z której czerwonym szlakiem można dostać się na Trzydniowiański Wierch. Po wyjściu z lasu na Polanę Chochołowską, przy dobrej pogodzie, przywita nas widok na okoliczne szczyty Grześ, Rakoń, Wołowiec oraz Kominiarski Wierch.
Odległość od Siwej Polany do Chochołowskiej (1105 m n.p.m.) to ok. 7,5 km. Czas przejścia to ok. 2 godz., a różnica wzniesień wynosi tylko ok. 200 m.

Schronisko, czyli baza wypadowa

Chcąc spędzić kilka dni w tej okolicy, warto zatrzymać się na nocleg w jednym z największych schronisk górskich jakim jest PTTK na Polanie Chochołowskiej im. Jana Pawła II (1148 m n.p.m.). My docieramy do niego po godz. 20:00. Z ogromną przyjemnością zdejmujemy przemoczone plecaki i łapiemy oddech.

38

Jeśli nie lubicie spać na podłodze, warto wcześniej zadzwonić i zarezerwować miejsce w pokoju. Co prawda jest ich ponad 120, jednak w weekend często wszystko jest zarezerwowane. Pierwszej nocy trafiamy do pokoju 6 osobowego, kolejnej na podłogę do jadalni, a ostatniej do pokoju 4 osobowego. Cena za nocleg w pokoju to 35 zł/łóżko, nocleg na podłodze to 20 zł/os. Wszystkie informacje dostępne są na stronie internetowej.
Samo schronisko poprzez swoją wielkość, dla mnie, nie jest zbyt klimatyczne. Na samym dole znajduje się mała kuchnia z ogólnodostępnym wrzątkiem, suszarnia w której raczej za ciepło nie jest, wyżej recepcja oraz bufet, na kolejnych dwóch piętrach pokoje. Jeśli również jesteście zwolennikami niskobudżetowych wyjazdów dużą część czasu spędzicie na samym dole, w małej kuchni. Jeśli wolicie gotowe dania, bufet w schronisku działa od 08:00 do 20:00. Śniadanie kosztuje w granicach 15-20 zł, obiad około 30 zł.
Schronisko to dobre miejsce, dla tych którzy chcą odciąć się choć na chwilę od świata. Ciężko złapać jakikolwiek zasięg telefoniczny, a wifi raczej nie działa niż działa.


Co z jedzeniem?

Zakupy zrobiliśmy w jednym z sieciowych sklepów w Zakopanem. Na śniadanie sprawdza się owsianka, do której można dodać co kto lubi. Ponieważ dla mnie ma zbyt mdły i papkowaty smak wybieram te z dużą ilością owoców (o ile się na nią zdecyduję). Można np. dorzucić miód, dżem, orzechy. Alternatywą jest chrupkie pieczywo i kanapki. Na obiad szybki w przygotowaniu kuskus z łososiem, mniej zdrowy makaron zalewany wrzątkiem bądź zupka chińska. Dobrze sprawdzają się wszelkiego typu konserwy oraz ryby w puszce. Podczas trekkingu wybawieniem prócz gorącej herbaty i wody jest coca cola. I uwaga na koniec słodycze. W górach mogę je bezkarnie jeść. Tzn. K. mnie za to nie ściga.

Szczyty Tatr Zachodnich

Dla górskich wyjadaczy okoliczne szczyty to nie lada gratka. Ponieważ ja do nich nie należę zwiedzam raczej łatwiejsze trasy oraz to co niżej. I tak drugiego dnia wybraliśmy się żółtym szlakiem przez Przełęcz Iwaniacką (1459 m n.p.m.) do schroniska na Hali Ornak. Padający od poprzedniego wieczoru śnieg spowodował, że trochę łatwiej szło się po idącej pod górę leśnej ścieżce. Ciężej było tam, gdzie pod warstwą puchu prześwitywał lód. Schodząc część drogi pokonaliśmy zjeżdżając z górki na pazurki. Ze Schroniska Chochołowska wyruszyliśmy około godz. 11:00, z przerwą na jedzenie w Schronisku Ornak, z powrotem byliśmy po godz. 17:00.


Schronisko Górskie Ornak (1100 m n.p.m.) znajduje się na Polanie Ornaczańskiej, w górnej części Doliny Kościeliskiej. Schronisko to jest o wiele mniejsze od tego na Polanie Chochołowskiej, zbudowane z drewnianych bali, przez co od razu wydało mi się bardziej klimatyczne. My trafiliśmy na porę obiadową, dodatkowo weekend zrobił swoje. W jadalni było bardzo dużo ludzi i po wrzątek trzeba było swoje odstać. Posiłek zjedliśmy na drewnianych ławkach na zewnątrz. Tutaj muszę dodać, iż w górach świetnie sprawdza się domowy keks pieczony, na każdy górski wyjazd, przez mamę K. Ceny noclegów zaczynają się od 35 zł/os. w pokoju 6 i 8-osobowym. Wszystkie informacje znaleźć można na stronie internetowej schroniska.


Trasa ta nie jest zbyt wymagająca, jednak zimą trzeba wziąć pod uwagę, że na mocno wychodzonych odcinkach pod warstwą śniegu znajduje się lód. Dodatkowo część osób zamiast schodzenia wybiera zjeżdżanie (na butach/na pupach) i momentami robi się naprawdę ślisko. Ja odkąd w prezencie dostałam kijki zabieram je na każdą pieszą wędrówkę, a podczas schodzenia na buty założone miałam raki. Fajnie sprawdzą się również raczki. Od razu czuję się pewniej.


Jak zimą wygląda największa dolina w Polskich Tatrach?

Na Polanie Chochołowskiej prócz kwitnących wiosną krokusów znajduje się wiele zabytkowych zabudowań pasterskich. W okresie od maja do września odbywa się tam kulturowy wypas owiec, a w bacówce dostaniemy oscypki, bunc i żentyce. Zimą wszystko pokrywa śnieg dodający całej okolicy magiczności. Z drewnianych chatek zwisają sople, okoliczne drzewa pokrywa biały puch.


Kilkaset metrów od schroniska, idąc w kierunku Siwej Polany, po lewej stronie znajduje się pasterska kaplica pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Od czerwca do października odbywają się w niej msze święte (o godz. 13:00), a także w czasie Świąt Bożego Narodzenia oraz Wielkanoc. Prowadzi do niej małe wzniesienie, a sama kapliczka otoczona jest drzewami przez co ciężko jest ją dostrzec z drogi. Nie wiem, czy jej drzwi są stale otwarte, czy dlatego że była to niedziela. Zza krat zobaczyć można jej drewniane wnętrze i mały ołtarz.


Po zejściu do głównej drogi znak prowadzi m.in. na jeden ze Szlaków Papieskich. Nazwą tą objęte są trasy górskie i kajakowe, którymi wędrował ks. Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II. To tutaj 23 czerwca 1983 r. papież odbył wycieczkę z Polany Chochołowskiej przez Dolinę Jarząbczą. Chłopaki byli wysoko w górach, stwierdziłyśmy więc, że przejdziemy się tym szlakiem. Jak się okazuje prowadzi on równolegle na Trzydniowiański Wierch. Droga jest bardzo malownicza, prowadzi głównie przez las. Obok płynie potok. Po około 40 minutach postanowiłyśmy zawrócić na obiad do schroniska.


Niezbędnik w górach

Wychodząc w góry, zimową porą, trzeba pamiętać, że jest to zupełnie inny trekking niż ten w okresie, gdy szlaki nie są pokryte śniegiem. Warto pod kurtką mieć polar, bo po pewnym czasie robi się gorąco, dobrze mieć ze sobą kijki, naprawdę fajnie sprawdzają się przy bardziej stromych odcinkach, a idąc z plecakiem odciążają nieco nogi, w wyższych partiach niezbędny jest odpowiedni sprzęt tj. raki, czekan, kask. Zimą, gdy dosyć wcześnie robi się ciemno przyda się również czołówka. Podstawą, bez której nie powinno się ruszać na dalsze szlaki jest mapa. Zdarza się, że śnieg zakrywa znaki i łatwo się zgubić. Naszym niezbędnikiem do schroniska było również… grzane wino. Wyśmienicie smakowało podgrzewane na turystycznej kuchence, po zimnym górskim spacerze.

Góry zimą są groźniejsze niż w innych porach roku. Więcej czasu i energii zabiera pokonywanie poszczególnych odcinków. Nie oznacza to jednak, że nie będąc górskimi wyjadaczami, powinniśmy je wtedy omijać. Jakie Wy macie zimowe wspomnienia?